Obejrzeliście "The Fall"? Macie ochotę na następną serialową podróż w nieznane? Świetnie!
Tym razem nasza serialowa wyprawa zawiedzie nas w miejsce niezwykle dalekie i egzotyczne, bo do Nowej Zelandii.
Na serial "Top of the lake" zwróciłam uwagę z powodu nazwisk. Za kamerą stanęła Jane Campion, mistrzyni mrocznych klimatów i trudnych tematów. Pamiętacie "Fortepian"? To jeden z tych filmów, który mam gdzieś w swojej głowie, choć widziałam go ponad 20 lat temu. Jeśli twórca tej miary podejmuje się serialowego tematu, efekt musi być wart uwagi. Tym bardziej, że Jane w projekt zaangażowała Holly Hunter, gwiazdę niezapomnianego "Fortepianu".
Pomysł na serial nie jest specjalnie odkrywczy - tłem zdarzeń jest mała miejscowość na krańcu świata, a bohaterami jej mieszkańcy, którzy ukrywają wiele mrocznych tajemnic (w tej kategorii zwróćcie uwagę na brytyjski serial "Broadchurch") .
Punktem wyjścia do opowiedzenia tej historii jest zaginięcie Tui, 12-latki, w piątym miesiącu ciąży. Dziewczynka jest córka lokalnego bandziora Matta. Sprawa trafia do Robin, która po latach wróciła do swojej rodzinnej miejscowości po to by zając się umierającą mamą.
Po zaginięciu dziewczynki oczy społeczności odwracają się w stronę sekty kobiet, na których czele stoi G.J. grana przez Holly - nauczycielka, która pomaga kobietom po przejściach. G.J. to specyficzna postać - znudzona i najwyraźniej zmęczona swoimi bogatymi podopiecznymi, których problemy zaklasyfikować można do kategorii: wymyślone z nadmiaru czasu i pieniędzy.
Co rusz pojawiają się w tej intrydze nowi podejrzani i nowe możliwe wersje zdarzeń. Jedna z nich wskazuje na ojca dziewczynki - wyjątkowo okropnego typa, którego lokalni obarczają winą za całe zło tego świata i za ciążę jego 12-letniej córki.
Wspomnieć muszę o naszym rodzimym wątku. W rolę jednego z czarnych charakterów wciela się Jacek Koman, świetny aktor, który często pojawia się w zagranicznych produkcjach, ale jako, że nie jest celebrytką jak Rosatii, Miko, czy Bachleda, to się o tym nie pisze. A szkoda.
Będę uczciwa - spotkałam się z bardzo złymi opiniami na temat tej produkcji (ale też i bardzo dobrymi). Może wynika to z oczekiwań? Jeśli ktoś się spodziewał dreszczowca to rzeczywiście może być rozczarowany. Opowiedziana w serialu historia jest pretekstem do pokazania bardzo specyficznej społeczności, która składa się z pełnowymiarowych postaci, o skomplikowanych naturach i motywach. A to jest właśnie dla mnie najważniejszym składnikiem serialowego koktajlu. Produkcja wyróżnia się też klimatem końca świata, dobrymi zdjęciami.
Moim zdaniem to jeden z tych seriali, które naprawdę zasługują na szansę.
Moim zdaniem to jeden z tych seriali, które naprawdę zasługują na szansę.
[ASIA]
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz