wtorek, 31 grudnia 2013

Odwagi i kolorów w nowym 2014 roku!

Z okazji Sylwestra i Nowego roku mamy dla was niezwykłą sesje zdjęciową. Odważną, ale zaczynający się karnawał to świetny czas na kontrolowaną dawkę szaleństwa.

W 2014 roku życzymy wam właśnie kolorów i odwagi - nie tylko przy wyborze ciuchów i cieni do powiek, ale przede wszystkim przy dokonywaniu różnego rodzaju życiowych wyborów!
 3 x A












sobota, 28 grudnia 2013

Orientalny kęs


Wiem, wiem macie dość słodkiego. Ale dla tych ciastek warto zrobić wyjątek. Są daktylowe, egzotyczne. Idealny sylwestrowy lub noworoczny słodki akcent. Możemy sobie spokojnie wmawiać, że zdrowy, bo zamiast cukru zawiera daktyle.   
 
Inspiracją do tych ciastek są typowe arabskie ciasteczka maamoul. W Polsce można je znaleźć w sklepach z arabską żywnością lub w restauracjach serwujących dania tej kuchni.
 
Za pierwszym razem trzymałam się kurczowo przepisu na ciastka – przyznaję – to była PORAŻKA. Na szczęście się nie poddałam i wprowadziłam modyfikacje – przy dużo mniejszym nakładzie pracy uzyskałam smak o jaki mi chodziło – zamiast tradycyjnych ciastek piekę… ciasto, które kroję na małe kwadraty, takie na jeden kęs.
 
Podstawa egzotycznego smaku jest woda z kwiatów pomarańczy, która nadaje wyjątkowego, lekko perfumeryjnego aromatu – można ją dostać w sklepach z orientalną żywnością, albo zamówić w sieci. Jeśli jej nie znajdziecie nic straconego – zastąpcie ja sokiem z pomarańczy, szczypta orientalnych przypraw.



Ciasto:
  • 300 gram mąki pszennej
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 150 gram miękkiego masła
  • 5 łyżeczek cukru pudru
  • 6 łyżeczek wody z kwiatu pomarańczy (jeśli nie macie wody dodajcie sok z pomarańczy i nieco startej skórki)
  • 2 czubate łyżki gęstego jogurtu (najlepiej greckiego)
Nadzienie daktylowe:
  • 500 gram daktyli bez pestek
  • 3 łyżeczki wody z kwiatu pomarańczy (jeśli nie macie: trudno, dodajcie więcej przypraw)
  • sok i skórka z jednej pomarańczy
  • pół szklanki wody
  • łyżeczka cynamonu.
Zagniatamy ciasto  - możemy sobie ułatwić życie i użyć malaksera. Ciasto odkładamy do lodówki na dwa kwadranse.  
Wszystkie składniki nadzienia daktylowego gotujemy przez kwadrans aż daktyle zmiękną. Miksujemy na gładką masę – powinna mieć konsystencje bardzo gęstych powideł.
Kwadratowa blaszkę (33/25 albo podobną) wykładamy papierem do pieczenia. Spód wylepiamy 2/3 ciasta (możemy je wcześniej rozwałkować). Na ciasto wykładamy masę. Resztę ciasta trzemy na tarce z grubymi oczkami i rozsypujemy po masie.
Całość pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 160 – 170 stopni około 20 minut. Cisto powinno się lekko zrumienić. Gdy przestygnie kroimy na małe kwadraty i posypujemy cukrem pudrem wymieszanym z odrobiną cynamonu. 



[Asia]

czwartek, 26 grudnia 2013

Mój kolor włosów: naturalny ;-)






[Asia] Lubię swój kolor włosów. Niestety wymaga „podrasowania” jakie gwarantuje farbowanie, które dodaje blasku, maskuje pierwsze znaki czasu. Przez lata nakładałam zwyczajne farby, które można kupić w każdej drogerii. Kilka miesięcy temu postanowiłam wprowadzić zmiany – przestawić się na bardziej naturalne metody (o przygodzie z olejami i kosmetykami bez chemii opowiem wam innym razem).
Pierwszy kontakt z henną miałam lata temu – wtedy do wyboru była czerwień, marchewkowy rudy albo granatowa czerń. Dziś wybór odcieni jest dużo większy (od razu uprzedzam: kolor z opakowania i kolor po farbowaniu mogą się bardzo od siebie różnić). Jestem naturalną brunetką – moim wyborem był kolor czekolady.
Po wielu miesiącach stosowania ciągle jestem zachwycona efektami – kolor jest rewelacyjny, bardzo naturalny, włosy są cudownie odżywione, przestały wypadać, pięknie lśnią. A to wszystko przy minimalnym nakładzie starań i za śmiesznie niską cenę (tubka pasty, która kosztuje mniej niż 10 złotych, wystarcza mi na cztery farbowania).
Nie lubię komplikować sobie życia – postawiłam na hennę w paście – ma konsystencję gęstej farby do włosów, nie wymaga rozrabiania, kładzie się ją od razu na wymyte, mokre włosy, rozczesuje i zostawia na włosach na trzy kwadranse.
Pasta ma dość przyjemny zapach, nie drażni skóry głowy, co ciekawe nie zostawia też na skórze trudnych do usunięcia śladów. A dzięki temu,  że jest taka gęsta nie spływa.
Raz na 5 – 6 tygodni nakładam hennę na włosy i trzymam trzy kwadranse. W międzyczasie traktuję ją jak odżywkę – raz w tygodniu po umyciu włosów nakładam warstwę pasty na 10 – 15 minut. To odświeża kolor i cudownie wpływa na kondycję włosów. Jeśli korzystacie z sauny, to możecie nałożyć hennę na włosy – ciepło sprawia, że odżywcze składniki (w 100 procentach naturalne) skuteczniej wnikają w strukturę włosa.
Farbowanie tą metodą ma jedną wadę – henna tak dobrze regeneruje włosy, że potem trudno je zafarbować innymi (czytaj: mniej naturalnymi) farbami. Jeśli więc lubicie odważne kolorystyczne eksperymenty na swoich włosach to nie jest metoda dla was. 

[Alla] Przygodę z farbowaniem włosów zaczęłam, jak chyba większość dziewczyn, w liceum. Od tamtej pory przez moją głowę przewinęło się wiele kolorów: od popielatego blondu do ciemnego brązu. Wcześniej nie zwracałam uwagi na kondycję moich włosów, które naturalnie się kręcą i raczej nie tracą na objętości. Sytuacja zmieniła się dopiero po porodzie. Wypadło mi na prawdę sporo włosów, a te odrastające spowodowały efekt "szopy" na głowie. Wtedy w ogóle przestałam używać farb. Początkowy "odrost" zamienił się w efekt ombre. Włosy stawały się coraz dłuższe, ale ich naturalny kolor nie był tak błyszczący i "żywy" jak u  farbujących włosy koleżanek. Co więcej po prostu mi się znudził. 

Szwagierka Asia już od dawna zachwalała naturalne kosmetyki i hennę. Postanowiłam, że spróbuję. W końcu jeśli by mi się nie spodobało, to kolor i tak by się zmył.

Dobrałam odpowiedni kolor - zbliżony do naturalnego. W domowym zaciszu, podczas popołudniowej drzemki synka zrobiłam to! 
Pierwszym pozytywnym zaskoczeniem był przyjemny zapach. Następnym - brak potrzeby nakładania odżywki. Muszę tu zaznaczyć, że moje włosy po farbowaniu chemicznym stają się szorstkie - bez odżywki ani rusz. Tymczasem po spłukaniu henny stały się bardzo miękkie i nie plątały się tak jak to mają w zwyczaju. Kolor, o dziwo wyszedł bardzo intensywny. Podczas drugiego mycia nieco się spłukał i to był ten efekt, o który mi chodziło. Polecam :)

[Ania] Jakiś czas się wahałam bo mam swoja ulubioną farbę w kolorze czekoladowego brązu, której używam od lat i każda zmiana odcienia wzbudza we mnie niepokój. Jednak gdy zobaczyłam efekt nakładania henny u Natalii naszej koleżanki z pierwszej metamorfozy postanowiłam ze będę solidarna i też to zrobię. W efekcie jestem absolutnie zachwycona ceną, zapachem, wydajnością i kolorem. Jest idealny!

Zalety: 

* łatwość w nakładaniu pasty;
* przyjemny ziołowy zapach (oczywiście kwestia subiektywna);
* odżywione, miękkie i lśniące włosy;
* naturalny wygląd;
* brak chemicznych składników
* cena.

Wady:

* po farbowaniu henną nie zaleca się farbowania chemicznego ze względu na nieprzewidywalny efekt końcowy
* większa częstotliwość odświeżania koloru

Przydatne wskazówki:

* po farbowaniu oraz przez kilka myć po farbowaniu warto używać ciemnego ręcznika, żeby henna nie pozostawiła ciemnych śladów materiale;
*  poleca się używania szamponu bez silikonów, ponieważ silikon nieco ogranicza wnikanie barwnika we włosy.
 Macie inne doświadczenia z henną? Podzielcie się nimi w komentarzach! 

[Asia]

wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

Kochani Czytelnicy!
W takim dniu jak dziś zbyteczne są słowa. Życzymy Wam cudownego czasu z tymi, których kochacie, prezentów, na które warto było czekać i świątecznej magii.





[3 x A]

niedziela, 22 grudnia 2013

Polowanie na choinkę



Wigilia zbliża się wielkimi krokami. Kto jeszcze nie upolował świątecznego drzewka musi uważać, ponieważ w las ruszyła Ania. Ma jasny cel i... siekierę, której nie zawaha się użyć. Myślę, że asygnata od leśniczego nie będzie problemem.

sobota, 21 grudnia 2013

Pokochajmy… tłuszcz!





Tłuszcz każdej z nas źle się kojarzy, jednak unikanie go za wszelką cenę może mieć istotnie  konsekwencje, ponieważ tłuszcze roślinne są źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Sama jeszcze rok temu niewiele o tym wiedziałam i nie stosowałam w swojej diecie zbyt wielu olejów zwłaszcza tych z grupy tłoczonych na zimno. Zazwyczaj ograniczałam się do nich w wersji rafinowanej odpornej na wysokie temperatury jednak pozbawionej większości składników odżywczych, które tracą podczas procesu obróbki. Coś mnie tknęło gdy dowiedziałam się ze mam nadczynność tarczycy.

piątek, 20 grudnia 2013

Świąteczna elegancja

Święta to magiczny czas i doskonała okazja aby poczuć się wyjątkowo. Z tej okazji proponujemy szykowna sukienkę w koralowej czerwieni ze złotymi dodatkami w których Alla prezentuje się pięknie...no i te kropeczki na rajstopach... Całość sama w sobie nastraja do wigilijnej wieczerzy.


Slow cards

Świąteczna gorączka trwa. Jednak w ferworze mycia okien, prania dywanów, ucierania maku i biegania za prezentami zachęcamy do zwolnienia tempa i rozkoszowania się życiem w stylu "slow". Tak więc odłóżcie pilota-kusiciela i spróbujcie przygotować kilka albo chociaż jedną kartkę świąteczną. Jest to również świetny sposób do zorganizowania czasu z dziećmi.

Taka "slow card" podarowana komuś bliskiemu albo postawiona na kominku (o ile ktoś posiada) na pewno wywoła uśmiech, o który wszystkim nam przecież chodzi w Święta.

Naszej Ani zrobienie kilku kartek zajęło raptem trzy wieczory. Frajda i satysfakcja gwarantowane.




czwartek, 19 grudnia 2013

Zapraszamy na koktajl!


Zapraszamy Was na wyjątkowy koktajl. Manilla to miks tego co lubimy najbardziej: metamorfoz (mniej i bardziej spektakularnych), mody w zwyczajnych cenach, naszych ulubionych dań, pomysłów na to jak coś zrobić z niczego i jak kreatywnie spędzać czas z najmłodszymi. 
Lista składników tego niezwykłego koktajlu zależy tylko od naszej i WASZEJ wyobraźni – mamy nadzieję, że swoimi komentarzami i uwagami chętnie włączycie się w miksowanie Manilli. 

Na razie zaś spróbujcie cudownie rozgrzewającego (czyli zimą idealnego) 
koktajlu malinowo waniliowego z cytrusową nutą.






































Składniki na 4 porcje:

Szklanka mrożonych malin
1/3 szklanki rumu
4 czubate łyżeczki brązowego cukru
Szklanka mleka
4 kulki dobrych waniliowych lodów
Skórka otarta z limonki

Sposób przygotowania:

Maliny zasypujemy cukrem, dodajemy rum i gotujemy chwilę. Gdy staną się gęstym aromatycznym sosem zaczynamy przygotowywać waniliową warstwę. Mleko miksujemy z lodami, dodajemy skórkę z limonki.
Do kieliszków nalewamy maliny z rumem. Na wierzch delikatnie wylewamy warstwę waniliową. I czym prędzej podajemy!

[3 x A]