Ta podróż zaczęła się od jednego zdania... "Może byśmy za 3 tygodnie polecieli do Lizbony? Dasz radę?" Ja NIE DAM rady?! JA?!
Trzy dni później bilety były już kupione (Ryanair, przez Brukselę, ale... Ryanair lata już do Lizbony z Modlina, można upolować bilety w obie strony za mniej niż 200 złotych).
Co do dachu nad głową pomysł był prosty - żadnych hoteli, hosteli, tylko kwatera. Tu z pomocą przeszedł portal www.airbnb.pl. Przy okazji gorąco polecam - portal ma świetne opinie (w tym i moją), wybór ofert jest duży, a ceny bardzo przyjazne (posłużmy się przykładem: 6 noclegów, w samym centrum Lizbony kosztowało mnie około 400 złotych).
Obiecałam sobie, że będzie praktycznie więc... zacznijmy od lotniska. Jest położone właściwie w granicach miasta, świetnie skomunikowane: na lotnisku swój bieg zaczyna jedna z linii metra. W okienku należy za 50 eurocentów kupić kartę i doładować ją (minimalnie za 5 euro). Przejazd metrem (łącznie z przesiadkami) kosztuje mniej niż dwa euro! Ta samą karta płacić możemy za tramwaje (w tym symbol Lizbony żółty tramwaj linii 28 zwany Amerykanem) i autobusy. Transport publiczny jest bardzo tani i dobrze zorganizowany.
Tanie jest też życie - w marketach sieci Mini Presco ceny wielu produktów są niższe niż w Polsce. Znakomite wino, sery smakują lepiej a kosztują mniej.
A teraz zapraszam na zdjęciową wycieczkę z przewodnikiem. Nietypową, bo to była wyprawa bez planu, bez punktów do "odhaczenia". Jak jak kocham takie właśnie podróżowanie!
Sklepik obok naszej wakacyjnej kwatery. W centrum Lizbony takich miejsc jest mnóstwo - nie są piękne, ani eleganckie. Ale mają niezwykły klimat. Tak jak i to miasto (czy mówiłam już, że zakochałam się bez pamięci w Lizbonie?).
Mewa na tym zdjęciu jest żywa. To pozwala sobie wyrobić zdanie na temat rozmiarów figurki przystojniaka. Ale rozmiar nie ma tu znaczenia, prawda?
W Lizobnie jest wiele puntów widokowych - nic dziwnego, miasto zbudowane jest na wielu poziomach. Ta "pocztówka" została zrobiona z zamku Św. Jerzego. Większość z was pewnie tak właśnie wyobrażało sobie stolicę Portugalii.
Azulejo, czyli pięknie zdobione płytki, to symbol Portugalii. Na zdjęciu mniej typowe, cudownie kolorowe.
Podoba mi się to przesłanie. Rzeczywiście podczas pobytu w Lizbonie jedynym posiłkiem, którego nie popijaliśmy winem, było śniadanie (o portugalskiej kuchni opowiem wam innym razem, może podzielę się też kilkoma przepisami - na przykład na zjawiskowy mus czekoladowy - przepis wyproszony od kucharki z maleńkiej restauracji, w której się stołowaliśmy).
Podczas wędrówek po mieście bardzo często moje spojrzenie ściągały na siebie ścienne malowidła. To zdecydowanie moje ulubione.
Uwielbiam sztukę współczesną... oglądać. Często nie rozumiem, co autor miał na myśli, jeszcze częściej zastanawiam się po co dane dzieło powstało. Ale o to chyba chodzi w sztuce współczesnej - by szukać odpowiedzi.
Neonowa postać nie jest eksponatem muzealnym. Zdjęcie zrobiłam przypadkiem. Całkiem celowo odwiedziłam Centrum Kultury z Belem. W budynku znajduje się Museu Coleccao Berardo, które jest jedną z największych i najlepszych prywatnych kolekcji w Europie. Kolekcję zgromadził portugalski bogacz Joe Berardo.
Miejsce niezwykłe, przyjazne zwiedzającym, w który nie tylko ogląda się ekspozycję, ale i poznać można artystów, albo wziąć udział w eksperymentach ze sztuką. Co ważne: wstęp jest wolny.
Gdy pokazuję zdjęcia z wyjazdu, każdy zwraca uwagę ta ten obrazek. Zdjęcie zostało zrobione z tarasu portugalskiego parlamentu. Mamy więc reprezentacyjny parlament i rudery - właśnie taka jest Lizbona.
[ASIA]
Piękne zdjęcia, choć myślałam, że będzie ich więcej z wodą.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać przepisu na mus czekoladowy :) rzeczywiście jest taki zjawiskowy? Już mi ślinka cieknie na samą myśl....
tych z wodą zrobiłam nie mało. ale nie chciałam zanudzać czytelnika moją zdjęciową twórczością i zachwytem :-)
UsuńA szkoda, zdjęcia są zawsze wspaniałym uzupełnieniem każdego wpisu. im więcej tym lepiej! :)
Usuń